Mój stosunek do spódnic i sukienek
przez lata ulegał zmianom. Od notorycznego noszenia w wieku lat kilku
kiedy to ubierała mnie jeszcze mama, po zupełne odstawienie w latach
kolejnych kiedy uznałam, że moje nogi absolutnie nie nadają się do
pokazywania szerszej publiczności. Wtedy to był szał na jeansy. Śmiem
wątpić czy wyglądałam w nich korzystniej, no ale cóż, było minęło. Lata płynęły, zmieniał się mój stosunek do własnego ciała, a i ciało się zmieniało bo zaczęłam nad nim pracować. I tak od spodni nastąpił odwrót na korzyść wszelkiego rodzaju spódnic i sukienek. Nie, spodni nie odstawiłam zupełnie z racji wygody i komfortu, który dają. No i szybkości ubierania, na którą pozwalają bo jednak nie muszę rano martwić się o to czy mam wystarczająco gładkie nogi by je pokazać albo czy mam akurat pończochy i rajstopy, które pasują, a później czy czasem nie poszło mi w nich oczko. Po prostu ilość spódnic i sukienek w mojej szafie przewyższyła ilość spodni. Nie wiem od czego to zależy, chyba po prostu z wiekiem gusta się zmieniają. Obecnie to w spódnicy czuję się lepiej, jakoś tak bardziej lekko i kobieco. I to właśnie spódniczki były jednymi z pierwszych zakupów, za którymi rozglądałam się myśląc już niestety o nadchodzącej jesieni. Efektem tego jest, że w mojej szafie zamieszkały trzy nowe siostrzyczki :)
Czarnulka z H&M. Zwiewna, lekka, wydała mi się taka dziewczęca. Myślę, że będzie nam się dobrze współpracować.
Bordowa kupiona na allegro na fali fascynacji spódnicami ze sztucznej skóry, które widziałam w różnych magazynach. No może te w gazetach były faktycznie skórzane, ja jednak z różnych powodów pozostanę przy imitacji i wcale nie czuję się z tym gorsza. Spódniczka ma dużo, bardzo dużo materiału przez co tak fajnie odstaje na sylwetce. Bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że będzie się fajnie nosić. Oczyma wyobraźni widzę ją już do czarnych kryjących rajstop.
I pani numer trzy. Kupiona jeszcze na końcówce wyprzedaży w Zarze. W pierwszych jesiennych katalogach widziałam, że połączenie białego z czarnym będzie na topie więc akurat powinnam się wpisać w nadchodzące trendy. Musiałam ją jedynie trochę skrócić bo miała taką pośrednią, nieakceptowaną przeze mnie długość. Dla mnie spódnica musi być albo do połowy uda albo zaraz za kolano. Nie znoszę gdy kończy mi się w połowie kolan, a ta niestety tak miała. Została więc przycięta przez krawcową i po sprawie.
Nie lubię końcówki lata i tej nadchodzącej jesieni w powietrzu. Zawsze mam takie poczucie, że kończy się coś dobrego. Niech chociaż ta trójeczka będzie jakimś pocieszeniem - tak się usprawiedliwiam ;)
Kasia