Niesamowita, nie dająca się opanować chęć na hot-doga nadeszła któregoś dnia. Oczywiście w wersji wegetariańskiej, innej bym już nawet po tych latach bez mięsa nie chciała. Parówki w 100% ze składników roślinnych. Wierzcie mi, że wizualnie nie ma żadnej różnicy, nie sądzę żeby mięsożerca zorientował się z jakiego rodzaju produktem ma do czynienia. Różnica w smaku? Ciężko mi się wypowiadać. Mój P. stwierdził, że parówki same w sobie nigdy nie smakują rewelacyjnie i prędzej by po prostu pomyślał, że to jakaś tam lepsza czy gorsza parówka, a nie produkt roślinny.
Do tego wszystko co akurat było w domu dostępne, czyli pomidor, papryka, ogórek, polane ketchupem i musztardą, i jakby tego było mało posypane prażoną cebulką. Bułkę powinnam zbyć milczeniem bo nie zasługuje na to by o niej pisać. Lepiej bym zrobiła kupując zwykłą pszenną bułę (tych długich na hot-dogi nie było niestety) niż to coś bułko podobne. Sypała się, mało tego, rozpadała się na kawałki, była sucha i bez smaku. O mało co nie zepsuła mi tego wymarzonego hot-doga. Na szczęście cała reszta dzielnie trzymała smak.
Wersja mięsożercy z ogórkiem kiszonym.
No lubię od czasu do czasu zjeść fast food, wstyd się przyznać, ale taka prawda. Poza tym to jest tak genialnie szybkie. Nie ma stania przy garnku, mieszania. Rachu ciachu i gotowe :)
Kasia