Z tym postem mam już niestety mały poślizg bo na niektórych zdjęciach moje włosy były już widoczne. Ale skoro już sobie zaplanowałam to...
Zdjęcie wyżej sprzedałam już ostateczny efekt, ale mimo wszystko dla porządku poniżej kolor moich włosów jeszcze miesiąc wcześniej, czyli jakiś ciemny brąz. Włosy farbuję od... hmm... no teraz to już chyba mogę napisać, że od zawsze. To już tak długo, że nie pamiętam nawet kiedy zaczęłam. Nie lubię swojego naturalnego koloru, jest w mojej opinii zwyczajny i nijaki, taki wyblakły (?) Miałam więc już na głowie różnego rodzaju brązy, byłam prawie ruda i całkiem czarna. Jasne jest, że jak włosy przyciemniamy to mniejszy problem, gorzej gdy pojawi się chęć na zejście do koloru jaśniejszego.
To była moja trzecia dekoloryzacja. I powiem Wam, że jak słyszałam wiele opinii o tym jak bardzo niszczy ona włosy, tak powinnam być naprawdę ogromnie im (włosom) wdzięczna za to jak się zachowują. Przy żadnej z nich nie miałam "skutków ubocznych", włosy nie były przesuszone, a wierzcie mi, że nie traktuję ich w jakiś specjalny sposób, i niestety regularnie używam prostownicy. Przy pierwszych dwóch schodziliśmy z kolorem jednolicie, na całej długości, nie podobały mi się wtedy pasemka, dopiero tym razem zdecydowałam się na zejście częściowe i dwa kolory na włosach. Nie kierowałam się więc tym aby zminimalizować szkody dla włosów, ale efektami czysto wizualnymi. Chociaż ten jasny kolor spodobał mi się tak bardzo, że nie wiem czy za jakiś czas nie rozjaśnię ich całkowicie do tego koloru.
Oczywiście loki wyglądały tak ładnie tylko do końca dnia. Następnego ranka nie było już po nich śladów, a ja nie opanowałam jeszcze sztuki kręcenia włosów na prostownicę.
Jakoś nigdy specjalnie nie bałam się zmian na włosach, ani długości, ani koloru. Zawsze kierowałam się myślą, że przecież to włosy - odrosną, a mam ten komfort, że włosy rosną mi w miarę szybko. No i druga sprawa, że mimo farbowania, prostowania i dość prostej pielęgnacji są one w całkiem niezłej kondycji.
Kolor, który mam na włosach zrobiony był na farbach fryzjerskich, dokładnie Estel i Farouk. Na odrostach mam mieszankę trzech kolorów, natomiast na długości jeden kolor o numerze7.003
Wyżej wspomniałam o pielęgnacji. Nie jest ona jakoś zbytnio interesująca. Jeśli chodzi o szampon używam L'oreal z serii Nature - moje ostatnie odkrycie. To druga butelka i w zapasie czeka już kolejna. To szampon, który nie przetłuszcza mi włosów i na tyle je wygładza, że po umyciu, wysuszeniu i wyprostowaniu, efekt prostych włosów trzyma mi się do kolejnego mycia (włosy myję co około 3 dni) - kiedyś musiałam włosy prostować codziennie...
Od czasu do czasu używam jeszcze poniższych produktów, ale nie ma tu żadnej regularności, raczej po prostu jak sobie przypomnę. Wszystkie mają za zadanie dodatkowo wygładzić włosy i dodać im blasku. Z olejem jakoś średnio się polubiliśmy, pisałam o tym swego czasu, że jakoś spektakularnego efektu po nim nie zauważyłam. Ale skoro już jest to od czasu do czasu po niego sięgam. Bardzo za to lubię różową odżywkę L'oreal, jedno za efekt, drugie za prostotę używania (rozsmarować na mokrych włosach i spłukać). Absolutnie nie nadaję się do używania odżywek, które trzeba nakładać na podsuszone włosy i jeszcze odczekać kilka minut. Wymusza to konieczność wyjścia spod prysznica, odczekania, później ponownego wejścia, nie, nie. Dla mnie to za dużo.
Włosy od dłuższego czasu farbuję u Krzyśka, który obecnie prowadzi salon w Gdańsku na ulicy Garncarskiej 30, strona www tutaj.
Kasia