2014/03/20

DIOR - DIABLOTINE 643


O ostatnich nabytkach lakierowych pisałam tutaj. Co prawda tytuł mówił Love Chanel-owe, ale wśród tamtejszego stadka znalazł się również przygarnięty w Douglasie, jeszcze na wyprzedażach, śliczny 643 diaaabbelllssskiiii Diablotine Diora.

Uwielbiam! To mówi wszystko, w sumie nie trzeba już czytać dalej ;)
Pasuje mi chyba absolutnie wszystko. Nakłada się banalnie, nic się nie rozlewa, baaa, pokuszę się o stwierdzenie, że nakłada mi się nawet jakoś przyjemniej niż lakiery Chanel. Jedna warstwa w mojej ocenie jest zbyt blada, warto pokusić się o ponowne przemalowanie aby wydobyć wszystko z koloru.


Kolor to taka czerwień pomarańczowa, z drobinkami. Ale uwaga, drobinek nie ma co się bać, one nie są nachalne, po prostu nadają śliczny połysk.


Schnie szybciorem, trzyma się spokojnie do 5 dni. Po tym czasie zaczyna ścierać mi się na końcówkach, raz zdarzyło mu się tylko, że na jednym paznokciu pojawił się odprysk, ale traktuję to jako wyjątek potwierdzający regułę (regułę tj. brak odprysków).


Parę dni temu przygotowałam zdjęcia na paznokciach, dodałam do posta, przygotowałam post i tak patrzę na podgląd tego posta, patrzę... I stwierdziłam, że mało trochę go widać... Bo ja te zdjęcia na paznokciach robię bardzo ostrożnie, niestety mam problem ze skórkami, które nieszczególnie wyglądają na tego rodzaju zbliżeniach. Stwierdziłam, że spróbuję raz jeszcze. I tak tamdam, podejście drugie, świeżutkie dzisiejsze jeszcze. Teraz powinno być widać lepiej :)


Na fali mojego ostatniego uwielbienia do koloru czuję się z tą odmianą czerwieni po prostu rewelacyjnie. Nie jest tak oczywista jak żywa, klasyczna czerwień, nie jest też zbyt pastelowa, jest idealna. No przynajmniej na dziś :) Jak to się mówi... hot or not? :)
 Kasia