Prawie cztery dni (prawie bo połowa niedzieli, poniedziałek, wtorek i połowa środy) pobytu, prawie 400 zdjęć aparatem, -dziesiąt telefonem, kilka filmików i niezliczona ilość wspomnień - Budapeszt. Wiedziałam gdzie lecę, wiedziałam jak ma być jednak rzeczywistość okazała się o wiele lepsza niż pokazywały to zdjęcia wyrzucone przez wujka google. Trochę już tych miast widziałam (oczywiście cały czas za mało), ale Budapeszt muszę zaliczyć do jednych z tych piękniejszych.
A ten post będzie dla Ciebie Mamusia! Wiem, że to czytasz :) Pamiętam Twoje wspomnienia z Budapesztu i tak nieodłącznie mi się z tym miastem kojarzysz, że z tego wszystkiego śniłaś mi się pierwszej nocy :) Mam nadzieję, że znajdziesz tu trochę swoich wspomnień :)
Zaczniemy od pierwszego dnia pobytu. To akurat okolice naszego hotelu więc tutaj trafiliśmy praktycznie od razu. No, po zjedzeniu jednych z droższych w moim życiu frytek bo w lokalu, w którym się znaleźliśmy to było jedno z niewielu dań wegetariańskich ;) Najtaniej to tam nie było ;)
To wzniesienie na poniższym zdjęciu to Góra Gellerta, wzgórze o wysokości 235 metrów. Nazwę zawdzięcza biskupowi Gellertowi, który właśnie tutaj miał zostać zamordowany przez pogan (według legendy spuszczono go ze szczytu w drewnianej beczce). Góra zawsze cieszyła się zła opinią wśród mieszkańców - uważano, że zbierają się na niej czarownice i odprawiają sabat. W
późniejszym okresie z powodu wysokiej przestępczości okolice uchodziły
za niebezpieczne. W latach 1850-1854, po upadku węgierskiej Wiosny Ludów, zaczęto na wzgórzu wznosić potężną austriacką cytadelę, długą na 220 metrów i szeroką na 60 metrów , z murami dochodzącymi do 16 metrów
grubości.. Dzisiaj jest doskonałym punktem widokowym i znajduje się również na liście dziedzictwa UNESCO. Oprócz twierdzy na szczycie znajduje się Pomnik Wolności wzniesiony w 1947
i przez długie lata poświęcony żołnierzom radzieckim poległym w walce o
Budapeszt. Przedstawia on 14-metrową kobietę z brązu trzymającą palmowy
liść, ustawioną na 26-metrowym postumencie. Po 1989 roku
z pomnika usunięto komunistyczne symbole (m.in. czerwoną gwiazdę) oraz
napis dziękujący Armii Czerwonej za wyzwolenie miasta - obecnie pomnik
ma uniwersalne przesłanie i upamiętnia wszystkich, którzy polegli za Węgry.-> za wikipedia.
Tutaj już wzgórze z innej perspektywy, stoimy na moście idąc w kierunku wzgórza, mamy je z lewej strony.
Zaczynamy zdobywanie tych 235 metrów :) Całość podzielona jest na kilka etapów, co kawałek mamy punkt widokowy z ławeczkami.
W każdym punkcie wydaje się, że widoki są niesamowite, ale po wejściu
jeszcze wyżej okazuje się, że ten poniżej to było nic, że jednak kolejny
jest lepszy.
Widok na prawą stronę.
I na lewą.
No i oczywiście na wprost.
Dunaj wygląda z góry na, delikatnie mówiąc, średnio czysty... z bliska zyskuje jednak, ale o tym na innych zdjęciach.
Zwycięstwo. Jesteśmy na szczycie.
A tutaj droga powrotna, siłą rzeczy, nie mniej urokliwa :)
W ten sposób, górą, przeszliśmy odległość od jednego mostu do drugiego. W oddali jeszcze widać ten, którym szliśmy aby dostać się na Wzgórze.
Teraz robimy przeskok totalny, pokażę Wam miejsce gdzie uwielbialiśmy leniwie przesiadywać sącząc lemoniadę. I jak widać po zdjęciach, nie tylko my. Ci którzy byli w Budapeszcie może będą kojarzyć, Ci co nie byli, polecam podczas wizyty szukać klubu Akwarium. Nazwa nie jest przypadkowa, widzicie ten mini basen na zdjęciu poniżej? Pod nim znajduje się właśnie przedmiotowy klub. Znajduje się częściowo pod ziemią w wykopie budowlanym po planach budowy nowego Teatru Narodowego. Rewelacyjne miejsce z niesamowitą, wakacyjną atmosferą. Polecam po prostu rozłożenie się na trawie i chłonięcie atmosfery.
Na ławkach, murkach przesiaduje mnóstwo osób, duża część z puszkami piwa, z winem, dziewczyny siedzące akurat obok nas zdążyły w czasie naszego leniuchowania wypić butelkę wina :) Strasznie nas intrygowało czy picie w miejscach publicznych jest dozwolone, a wierzcie mi, było to dość powszechne zjawisko gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli. Żebyśmy się tylko dobrze zrozumieli, kultura picia była bardzo wysoka, nie widywaliśmy zataczających czy awanturujących się osób. Jak doczytałam już po powrocie na Węgrzech jest przepis zabraniający picia w miejscach publicznych, ale jest on zupełnie martwy.
Koniec leniuchowania. Nie spać, zwiedzać. Wzdłuż promenady naddunajskiej znajduje się mnóstwo miejsc, z których można wyruszyć w rejs po rzece. Przy okazji, możliwe jest również wykupienie biletu w cenie około 24 euro/osoba, który ważny jest przez 48 godzin i upoważnia nas do przejazdu wybraną linią autobusową po całym mieście wraz z rejsami statkiem. Można wysiadać i wsiadać w dowolnym miejscu, dowolną ilość razy, oczywiście w ramach danego przewoźnika. W różnych punktach miasta spotkać można promotorów - naganiaczy (jakoś negatywnie nacechowane to słowo, ale wiecie o co chodzi), którzy sprzedają bilety, dostępne są również w recepcjach hotelowych. Pamiętajmy jednak, że są różni przewoźnicy, trasy są krótsze lub dłuższe, a i oferowane atrakcje się różnią (np. drink na statku albo obiad w restauracji), warto więc sprawdzić różne oferty i wybrać tą najbardziej nas interesującą.
My akurat miasto zwiedzaliśmy pieszo, a wykupiliśmy sobie jedynie pojedynczy, 60 minutowy rejs, koszt ok. 6,5 euro/osoba. Poniżej właśnie zdjęcia robione podczas rejsu po Dunaju.
A tutaj najbardziej urzekający dla mnie widok, neogotycki, ogromny parlament, do tego to zachodzące słońce... Nie wiedziałam czym mam się zająć, robiłam zdjęcia aparatem, telefonem, kręciłam filmik i jeszcze w międzyczasie zachwycałam się tak po prostu.
A na koniec raz jeszcze Wzgórze Gellerta z pierwszych zdjęć, ale z zupełnie innej perspektywy.
Dzisiejsze zdjęcia to tylko niewielki wycinek tego co widzieliśmy, resztę pokażę w kolejnym poście. Już dziś bardzo polecam bo Budapeszt to miasto fontann, instalacji ulicznych, kawiarenek i wielu, wielu innych.
Kasia