Zacznę może tak, dobrych pomadek nigdy za wiele. Tak jak wiele razy wydawało mi się, że mam już wszystkie niezbędnie potrzebne, tak samo wiele razy okazywało się, że to jednak nie prawda. To tyle tytułem usprawiedliwienia samej siebie :) Że lubię kolor na ustach również pisałam już wiele razy, ale niedługo pokażę Wam też coś bezpieczniejszego więc od razu zaznaczę, że jasne, stonowane kolory też lubię :) Po prostu lubię makijaż ust, ot co.
A Mac-owe pomadki lubię bardzo, na równi z tymi Diora. Taki kosmetyczny bzik, ale myślę, że jesteśmy wśród swoich i jesteście w stanie mnie zrozumieć :) Nie mam w Gdańsku stacjonarnego sklepu więc zakupy robię zawsze przez www, dodatkowo na stornie Douglasa bo często mają dostępne różne oferty promocyjne. Zanim kupię muszę trochę poszperać w sieci żeby sprawdzić swatche i tak jakiś czas temu przez wujka google trafiłam na archiwalny post Marti o wykończeniach Mac-owych pomadek, o tutaj. Marti, dziękuję! Przy chęci zakupu pomadki to wiedza naprawdę bezcenna. Początkowo bardzo chciałam wykończenie matowe bo jestem urzeczona jakością krycia, ale żaden z kolorów nie był do końca taki jakiego bym oczekiwała. Okazało się jednak, że satin ma bardzo podobne wykończenie i równie dobrze kryje, a ma po prostu w sobie połysk.
3 g. produktu, opakowanie w kształcie naboju, klasyk :) Wybór padł na Mac Red satin. Klasyczną, mocną czerwień. I był to z pewnością dla mnie bardzo dobry wybór.
Uwielbiam już za sam zapach bo skoro płacę za produkt to wymagam od niego jak najwięcej. I cieszę się, że obok walorów użytkowych ma jeszcze te wizualne i zapachowe.
A jeśli o użytkowości mowa, Mac Red nie sprawia problemów w aplikacji chociaż nie jest z tych idealnie leciutko sunących po ustach. Nie sądzę jednak żeby mogła komukolwiek sprawić trudność, po prostu są takie, które ślizgają się jeszcze lepiej.
Samo krycie zaś jest rewelacyjne! Idealnie, bez żadnych prześwitów. Piękna, mocna czerwień na całych ustach. I trwa tak około 4 godzin, oczywiście w zależności od tego czy w międzyczasie spożywamy jakieś posiłki. Schodzi równomiernie, po prostu traci na intensywności, nie ma więc obawy o prześwity.
Minus jeden niestety jest. Pomadka ma tendencję do wylewania się poza kontur ust i wchodzenia w rowki, nie znoszę tego. Będę musiała sprawić sobie do niej konturówkę bo bardzo odpowiada mi zarówno jej kolor jak i trwałość. Wiem, że nie każdy zwraca na to uwagę i nie rzuca się to od razu w oczy, ale ja jednak wolę jak jest idealnie. Zwłaszcza jak się wie, że idealnie być może.
A tak już na ustach. Nie patrzymy na oczy (tak, tak teraz wszyscy spojrzeli na oczy) i te zasinienia, tylko na usta ;)
To oczywiście nie koniec Mac-owej sagi, ale to już temat na inny dzień :)
Kasia