Nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do kremowych cieni Chanel, z prostego powodu, bardzo, ale to bardzo bałam się tej formuły wychodząc z założenia, że nie będę potrafiła ich obsługiwać. Błąd z założenia. Któregoś razu Agata na swoim blogu (tutaj) kolejny raz wspomniała jak bardzo jest z nich zadowolona i jakoś tak tknęło mnie żeby w końcu spróbować. Lista odcieni, które trafiły na "chciej listę" była bardzo długa, zwyciężyła uniwersalność, na początek - dodam, bo stan posiadania zdążył mi się już zmienić ;) 82 Emerveille Chanel Illusions D'Ombre stał się mój na lotnisku w
Warszawie. W sumie mogę go traktować jako pamiątkę z podróży, kupiony
był przed lotem do Budapesztu ;)
Klasyczne pudełeczko, a w środku masywny, solidny i elegancki słoiczek z 4 gramową zawartością. Do całości dołączony jest również pędzelek, który akurat jako jeden z niewielu dołączanych do produktów, używam.
Emerveille opisywany jest jako delikatna brzoskwinia, hmm... powiem tak, w opakowaniu z całą pewnością, ale już na powiece mieni się pięknie na kremowo brzoskwiniowo. Ale o tym za chwilę.
Konsystencja dla mnie wcześniej niespotykana, żelowo - kremowa, taki mus. W dotyku bardzo oryginalna, taka bardzo miękka poduszeczka :) Dla mnie odkrycie i coś wspaniałego. Strasznie mi się ta formuła spodobała. Cienie nakładam na dwa sposoby, albo właśnie wspomnianym wyżej pędzelkiem i rozcieram na powiece palcem, albo od razu nabieram opuszkiem palca ze słoiczka po czym rozcieram. Nie ma żadnego problemu z aplikacją, rozcierają się jak masłeko! Wcześniej myślałam, że nie ma szans żebym taką formułę równo roztarła, a jest zupełnie odwrotnie. Nic nie plami, jest wystarczająco dużo czasu żeby cień spokojnie rozetrzeć zanim przyschnie i do tego idealnie rozcierają się kontury.
Pigmentacja bez zarzutu ale nie ma co liczyć na nie wiadomo jaką intensywność, to nie ten rodzaj cieni. To raczej taka tafla w określonym kolorze, która pięknie rozświetla oczy. Dla mnie efekt bajeczny i jestem naprawdę bardzo, bardzo zadowolona. Mam nowego bzika kosmetycznego :)
Trwałość rewelacja. Bez żadnej bazy trzymają mi się cały dzień, przy czym nic się nie roluje, nie sypie, a sam kolor nie traci na intensywności. Czytałam różne opinie na ich temat, przewijały się również takie, w których zarzucano im właśnie rolowanie. U mnie nie działo się nic nawet w bardzo ciepłe dni, a tych ci u nas ostatnio dostatek.
.
Uwielbiam efekt, który dają. Mam wrażenie, że cała twarz wygląda pogodnie i świeżo. A w połączeniu z jakąś naturalną pomadką to idealny no make-up. Jak wspomniałam, Emerveille to delikatna brzoskwinia, na powiece nawet jasny krem. Te wszystkie drobinki, które widzimy w opakowaniu na powiece komponują się po prostu pięknie, nic nie błyszczy się jakoś nachalnie jak można by się spodziewać. To piękny, subtelny połysk.
Nie wiem czy podzielacie moją opinię, ale ja sama jestem bardzo zadowolona :) A kolekcja Illusions D'Ombre zdążyła mi już się poszerzyć :) I na dobrą sprawę od tej chwili wszystkie inne cienie poszły w odstawkę.
Kasia