2014/09/03

#100HAPPYDAYS


Jako, że nie tak dawno zakończyłam projekt #100HappyDays pokuszę się o małe podsumowanie z mojej strony. Tak w skrócie dla osób, które ta akcja ominęła. Celem było łapanie codziennego szczęścia i uwiecznianie go na fotografiach z #100HappyDays. Dobrą chwilę obserwowałam udział innych w akcji, nie decydując się na to samej. Dlaczego? Ze strachu... Nie wierzyłam, że codziennie uda mi się znaleźć jakąś rzecz/sytuację dającą mi radość. A że należę do osób, które jak się czegoś podejmą to muszą to doprowadzić do końca, porażka bolałaby bardzo. Zwłaszcza publiczna. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Wydawało mi się, że lepiej wyzwania nie podejmować w ogóle.

Ostatecznym kopniakiem jednak była dla mnie Agata. Jakoś tak mnie ruszyła jej opinia nt. projektu, że stwierdziłam, że trzeba zawalczyć. Impuls, wrzuciłam pierwsze zdjęcie i pojawił się... strach. Rękawica została rzucona, pierwsze zdjęcie poszło w świat. Co dalej? Co jak nie będę miała żadnego zdjęcia?

Zaczęłam się więc rozglądać, zwracać uwagę na to co mnie otacza, analizować różne sytuacje, które mnie spotykają. I wiecie co się okazało? Zawsze, autentycznie zawsze, każdego dnia było coś co dawało mi radość. Oczywiście nie mówię tu o jakiś wzniosłych chwilach, wielkich życiowych radościach, ale o tych małych i większych. Bo nawet mając paskudny dzień największą radością będzie poduszka wieczorem. Banał? Może tak, ale to moje małe szczęście danego dnia. 

A co fajne, było sporo dni gdy miałam problem z wyborem tego jednego momentu bo było ich kilka :)

W trakcie tych 100 dni cieszyłam się m.in. spacerując po plaży, spędzając czas z Rodzicami, którzy mnie odwiedzili, świętując rocznicę z moim Pawłem, zwiedzając Budapeszt, a później Maltę czy uczestnicząc w evencie marki Benefit. Ale cieszył mnie też przepyszny kawałek ciasta, rewelacyjny obiad, kawa ze śmietanką. Była niespodzianka w postaci iPhona, były zakupy, były prezenty od znajomych z wakacji i moje koty oczywiście były - szczęście potrójne. I były kwiaty i owoce i drinki z palemką nawet były. Moje szczęścia każdego dnia.

Naturalne chyba jest pytanie po co to mi było. Jedno bo lubię wszystkie pozytywne akcje, drugie bo to wyzwanie, temat wszedł mi na ambicję po prostu ;) Stwierdziłam, że jak to ma mi pozwolić być bardziej szczęśliwą, bardziej to szczęście dostrzegać, no to zawalczę.

I co mi to dało? Uwaga, będzie osobiste odkrycie :) Jak już po części napisałam wyżej. Uświadomiłam sobie dość dobitnie, że szczęście jest obok, zawsze. Mniejsze, większe, ale jest. Trzeba je tylko zacząć zauważać. Jak wiele rzeczy czy sytuacji traktujemy jako naturalne i ich nie zauważamy. Bo to co dobre jest takie oczywiste, prawda? Nad nieszczęściem się skupiamy, widzimy je, mówimy o nim. Zacznijmy zauważać i celebrować to co dobre. Słońce na niebie, kwiaty, uśmiech dziecka, uśmiech bliskiej osoby, jakiś miły gest zupełnie obcego człowieka, pyszne smaki, piękne zapachy. Tyle tego jest. 

Nawet dziś idąc ulicą złapałam się na tym, że zagapiłam się na niebo, jak pięknie ułożyły się na nim chmury i pomyślałam, że to by było super zdjęcie na #100HappyDays :)

Kasia