Drugi post z cyklu wspominków z Madery. Funchal - nasza baza wypadowa, nasze hotel Vidamar Resorts - polecam! Jedno z najbardziej urokliwych miejsc jakie widziałam, z tak niesamowitym bogactwem kolorów, że nie sposób się nie uśmiechać. Coś pięknego.
Funchal ma raptem nieco ponad 100 000 mieszkańców i jest to największa wartość na wyspie. Posiada port rybacki, handlowy czy chociażby uniwersytet. W bezpośrednim sąsiedztwie Santa Cruz gdzie znajduje się lotnisko. To też ważne miejsce dla przemysłu winiarskiego, a wierzcie mi, wina mają wyborne. A, no i oczywiście to miasto rodzinne Cristiano Ronaldo.
Ale tak mówiąc na wprost to miasto bardzo przyjazne, urokliwe i niesamowicie kolorowe. Miałam okazję poznać je w grudniu gdy zewsząd dopływały dźwięki świątecznych melodii więc dodatkowo kojarzy mi się niezwykle pogodnie. Chciałabym jeszcze w jednym poście pokazać Wam przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia na Maderze. To jak wygląda miasto to coś niesamowitego. Teraz już wiem, że aby poczuć świąteczny klimat śnieg nie jest mi absolutnie potrzebny, bo w ciepłym klimacie mogą być one równie urokliwe, a może i bardziej... Ja nie znoszę śniegu więc... ;) ale to przy kolejnym poście może.
Okolice portu. Deptak spacerowy przy jednej z głównych ulic, z kawiarenkami, z punktami sprzedaży pieczonych kasztanów czy lodów. Te kwiatowe dywany to dla mnie rewelacja.
Wyobraźcie sobie jak dodatkowo pięknie to wszystko wygląda w nocy, gdy te wszystkie domy na wzniesieniu zapalają światła.
Cześć Wam :)
Targ w Funchal. Punkt obowiązkowy! Feria barw i zapachów. Co stoisko zaczepiają nas sprzedawcy proponując możliwość spróbowania różnych owoców, co jest akurat o tyle przydatne, że części z nich nawet nie znaliśmy i nie wiedzielibyśmy sami jak je jeść :) Oczywiście transakcja wymienna, a jakże, my wam owoce do spróbowania i krótki instruktaż, wy owoce od nas kupić :) Jeszcze w życiu nie wydałam jednorazowo tyle pieniędzy na owoce, ale wierzcie mi, warto było! Wrażenia przecież też kosztują i warto ich sobie nie żałować.
Targ to też kwiaty, dużo kwiatów, przecież Madera z nich słynie. Oczywiście jest możliwość zakupu przeróżnych sadzonek. Widok na lotnisku pasażerów z wystającymi z plecaków łodygami kwiatów to nic niezwykłego :) Ja akurat miałam tylko sadzonki, a szkoda. Gdybym wcześniej wiedziała, że nie będzie problemu z transportem, z pewnością kupiłabym już wyrośniętego.
Byłą jeszcze część z targiem rybnym, ale ten pominę. Rozumiem, że dla smakoszy pewnie to ciekawy widok bo chociażby ryba Espada zamieszkuje jedynie wody Madery i Japonii, ale ja jednak widzę to nieco inaczej...
Kolejka linowa Funchal - Monte. Obowiązkowo! Widok na miasto z góry niepowtarzany, zwłaszcza gdy jesteśmy w drodze powrotnej i zjeżdżamy w kierunku brzegu oceanu. W zestawieniu z tym ogromem wody... Ehhh, coś niesamowitego. Koszt jak dobrze pamiętam to 15 euro/osoba w dwie strony. Ale jest również możliwość powrotu saniami... :)
Zdjęcia robione z wagonika więc niestety szyba odbijała światło.
Owoce, dużo owoców w różnych częściach miasta.
I słynne parasolki :) Pomysł tak prosty, a tak efektowny.
Stare Miasto w Funchal to jest w ogóle osobna historia. Znajduje się w przeciwległej części miasta w stosunku do części hotelowej. Dreptaliśmy tam prawie każdego popołudnia, tą atmosferę trzeba poczuć. Te kolorowe drzwi, które zobaczycie na zdjęciach poniżej, te wszędobylskie kawiarenki. Niech was nie martwią puste stoliki, to po prostu godzina była wczesna.
Te drzwi!
I jeszcze więcej drzwi.
I jeszcze.
Vidamar Resorts. Ogromny, ***** hotel, do którego nie mam o co się przyczepić. Pomocna i uśmiechnięta obsługa. Czysto, stylowo, bardzo duże i wygodne pokoje z balkonem i widokiem na ocean. Nasz był na przedostatnim piętrze więc widok co rano zapierał dech. A zasypiając mogłam podziwiać światła statków na oceanie.
Bogata infrastruktura; siłownia, sala fitness, spa, basen kryty, baseny na powietrzu w holach wygodne kanapy, udostępniona prasa i książki, dostępny parking podziemny (przydał się bardzo bo wypożyczając auto, je również musieliśmy gdzieś przenocować, a na ulicy niekoniecznie chciałam je zostawiać), restauracje.
Bardzo miła niespodzianka spotkała Pawła, który w środku pobytu obchodził urodziny. Jak tylko wróciliśmy po śniadaniu do pokoju, zapukała obsługa, a po chwili do pokoju wjechał tort i butelka szampana. A dodatkowo voucher do spa. Bardzo często podróżujemy w grudniu gdy oboje obchodzimy urodziny, ale jeszcze nigdy żadne hotel nie zrobił nam takiej niespodzianki.
Pokój, a właściwie część sypialna i część salonowa. Do tego naprawdę bardzo duża, jak na warunki hotelowe, łazienka z toaletą, bidetem, dwoma umywalkami i wanną.
Pełen barek w koszcie 6 euro. Wow, bo 6 euro w innych hotelach to czasami potrafiła kosztować jedna rzecz. Tutaj do wykorzystania były wszystkie łakocie, napoje i piwo.
Widok z balkonu. Słów mi zabrakło jak zobaczyłam pierwszy raz. Uwielbiam taki bezkres.
Ile odcieni może mieć błękit?
Możliwie ciepłego weekendu nam życzę :)
Kasia