Było i się skończyło czyli subiektywny przegląd zużyć kosmetycznych. Mam wrażenie, że denka mają największą wartość jeśli chodzi o opinie na temat produktu, z tej racji, że produkt podlega ocenie dopiero po całkowitym zużyciu, a nawet trochę później gdy jeszcze mamy okazję równać go z potencjalnym, kolejnym, który się pojawił.
Nie było tego ostatnio nie wiadomo ile, jakoś wolno mi idą zużycia ponieważ mam pootwieranych kilka opakowań jednego rodzaju produktów czego akurat sama nie lubię. Taka logika… ;)
Rituals Foaming shower gel sensation
Białe opakowanie - Zensation, Organic Rice Milk & Cherry Blossom 50 ml
Czerwone opakowanie - Yogi Flow Indian Rose & Sweet almound Oil 50 ml
Uwielbiam! To moje pierwsze pianki pod prysznic, których miałam okazję używać. I bardzo spodobał mi się motyw kiedy ta pianka powstaje mi w dłoni :) Są bardzo delikatne w użytkowaniu i mycie ciała nimi to prawdziwa przyjemność. Obie mają cudowne zapachy, dobrze oczyszczają skórę i pozostawiają mgiełkę zapachu na ciele.
Jeden minus, który potwierdził mi się zarówno przy Zensation jak i Yogi Flow, to fakt, że bardzo szybko się skończyły, bardzo, bardzo :(
Garnier płyn micelarny 3 w 1 skóra wrażliwa; usuwa makijaż, oczyszcza, koi. To już moje któreś z kolei opakowanie. Wiem, że ma swoich zwolenników jak i przeciwników, ja należę do tych pierwszych. Zmywa makijaż, nie podrażnia, nie mam do czego się przyczepić. W użyciu kolejna buteleczka.
Body scrub Peach The Body Shop - po prostu śliczny zapach, naturalny, ale w użyciu bardzo, bardzo delikatny. Dla mnie za bardzo. I brakuje mi tej mgiełki nawilżenia, którą na skórze zostawia Geomar. Nie wrócę na razie i jakoś mi ostatnio w ogóle nie po drodze z The Body Shop.
Druga po piankach Rituals gwiazda tego przeglądu i jednocześnie pierwszy produkt GlamGlow, który faktycznie zrobił na mnie wrażenie. Glam Glow Brightmud Eye Treatment czyli po prostu maska pod oczy. Świetny, zauważalny efekt, skóra pod oczami widocznie rozjaśniona i napięta. To było naprawdę bardzo miłe zaskoczenie bo już myślałam, że GlamGlow nie jest po prostu dla mnie. Nałożyłam mając kryzys tego jak wyglądam i jak szara była moja skóra pod oczami, i wow, pomogło. Produkt, który bardzo polecam, mam jednak świadomość po swoich doświadczeniach, że nie każdy produkt marki jest dla każdego. Pozostawiam do weryfikacji.
Toni Gard, my honey, shower gel to jeszcze pozostałość z kalendarza adwentowego Douglasa. Powiem tak, od czasu zużycia, do dnia pisania tego posta nie minęło nie wiadomo ile czasu, a ja nie pamiętam kompletnie jak mi się sprawował… Co oznacza tyle, że nie zrobił ani wrażenia negatywnego, ani pozytywnego. Ot, kolejny żel pod prysznic.
Za to doskonale pamiętam Douglas hair protein repair - shampoo. Dla mnie rewelacyjny zapach, bardzo przyjemny w użyciu, a włosy po były miękkie i nawilżone. Bardzo chętnie do niego wrócę i polecam spróbować.
Kasia