Bardzo dawno nie było żadnego posta z moimi ulubionymi produktami, czyli produktami do ust. Więc dziś starym zwyczajem kategoria pomadki i błyszczyki. Zakup pod wpływem impulsu i niskich pobudek konsumpcyjnych… Promocja była..., z tego co pamiętam cena oscylowała w granicach 50 zł. Dziś niestety wiem, że to i tak za dużo...
Skusiła mnie sama marka, to, że nie znam produktu tzn. nigdy nie miałam do czynienia akurat z tą linią YSL, no i kolor oczywiście. A bo to przecież takie bordo, fajnie mieć taki mocny, zdecydowany kolor w kosmetyczce. Tak trafił do mnie YSL Rouge Pur Couture Vernis a Levres w odcieniu 2 czyli Brun Glace.
Ogromny plus za aplikator, bardzo takie lubię. Wyprofilowany, precyzyjny, ani za miękki, ani za twardy. Bardzo łatwo można nim manewrować po ustach bez obawy o wyjechanie poza ich kontur.
Sam kolor zaś - Brun Glace to dla mnie coś pomiędzy ciemnym brązem, a nasyconą wiśnią. Ciężko o nim dyskutować bo kolor jest zawsze kwestią gustu, ale dla kogoś takiego jak ja, kto lubi mocne, zdecydowane kolory, wydał się interesujący.
I wszystko byłoby ładnie, pięknie gdyby nie jego aplikacja… Nie wiem czy to wina produktu, samej konsystencji, braku jakiś moich umiejętności (aczkolwiek nakładanie błyszczyku na usta nie powinno wymagać doktoratu), ale on mi tak niesamowicie, paskudnie smuży. Nie winię aplikatora bo z podobnymi już miałam do czynienia i chwalę sobie właśnie ich precyzję, ale tutaj smuży sam produkt. Mam ogromny problem żeby równo pokryć usta bo jak tylko przejadę z jednej strony na drugą to od razu zbiera mi kolor z tego co już zaaplikowałam. Wiele zabawy kosztowało pokrycie nim ust, zbyt wiele...
Zjeżyłam się strasznie. Czy ktoś miał do czynienia właśnie z tym kolorem? Czy wszystko było ok?
Kasia