No dobra, jakkolwiek smutno mi ostatnio nie było, to przed zakupami mnie to nie powstrzymywało. W sumie podobno zakupy nawet dobre na smutki. Nie potwierdzam niestety, ale fakt faktem, że stan posiadania lekko mi się zmienił. A że pomadki to ja kocham miłością wielką i jakoś chyba najbardziej lubię w nie inwestować to do rodzinki dołączyła również dzisiejsza bohaterka czyli Chanel Rouge Coco z numerkiem 402 o wdzięcznej nazwie Adrienne.
Adrienne pojawiła się na mojej liście must have w czasie gdy zafiksowałam się na make up no make up. Miało być jak najbardziej naturalnie, jasne oczy, jasne usta. A że do marki Chanel mam słabość to od razu było wiadomo gdzie szukać.
Nie chcę rozpisywać się o opakowaniu bo to ono zawsze wydaje mi się tak oczywiste i widoczne na wprost na zdjęciach. Jeśli o mnie chodzi po prostu bardzo sobie cenię klasykę, którą prezentuje Chanel. Nie mam też problemu aby wydać więcej pieniędzy na swoją kosmetyczną zachciankę, ale oczekuję zarówno efektu jeśli chodzi o samą wartość użytkową danej rzeczy, jak i efektu w postaci doznań estetycznych, a w tym przypadku takowe dostaję. Ma być ładnie i stylowo. I jest.
Adrienne to taki uroczy delikatesik. Jest na ustach, a jakby go nie było. W mojej ocenie bardzo subtelny, delikatny efekt. Do tego tak uroczo pachnie. Tak, tak pomadki też pachną i to cudownie!
Łatwość aplikacji, nie ma mowy o jakimkolwiek wylewaniu się poza kontur ust. Nie wymaga również nie wiadomo jak wypielęgnowanych ust, ale oczywiście przy bardzo przesuszonych z pewnością wejdzie w załamania, nie wiem w sumie jednak czy jest taka, która w takiej sytuacji suchości nie podkreśli.
Poniżej kolor w cieniu oraz bezpośrednio w słońcu. Wydaje mi się, że różnica pojawia się jedynie jeśli chodzi o nasycenie, samego sedna koloru słońce czy jego brak nie przekształca.
Bardzo lubię. Bardzo często używana. Zwłaszcza, że jak wspomniałam na początku, mam okres fascynacji delikatnym makijażem, a obecna pogoda tylko go potęguje. Chwilo trwaj tak w ogóle, kocham upały :) Z czysto egoistycznych pobudek oczywiście, bo niestety zdaję sobie sprawę jakie szkody one niosą i jak niestety uciążliwe są dla zwierząt, zwłaszcza tych, które domu nie mają… :( ale o tym może już innym razem. Idę schłodzić moje trzy futra.
Kasia wraz z Mają, Buniem i Misią :)