...i które sprawiły, że sama się w niego wkręciłam.
Kojarzycie jeszcze akcję #100happydays? Swego czasu dość szeroko zalała Instagram, chociaż widzę, że cały czas jeszcze pojawiają się zdjęcia oznaczone tym hasztagiem więc temat cały czas żyje, i dobrze. To jedna z niewielu akcji, które obiegły sieć, i w której wzięłam udział, mało tego faktycznie się w nią wkręciłam. Dla niewtajemniczonych, jej celem jest codzienne wrzucanie zdjęcia, którego przedmiotem/symbolem jest ktoś/coś co w danym dniu sprawiło nam mała radość, taka celebracja momentów. To właśnie od akcji #100happydays zaczęła się tak naprawdę moja przygoda z Instagramem. Przygoda, która trwa do dziś, i którą bardzo sobie chwalę. Dlaczego?
1. Akcja #100happydays przyniosła mi korzyść, której zupełnie się po niej nie spodziewałam. No bo jak po jakieś instagramowej "zabawie" oczekiwać spektakularnych zmian. A jednak. Bo mnie to codzienne, przez 100 kolejnych, długich dni, wrzucanie zdjęć małych szczęść nauczyło ich szukania i doceniania. Naprawdę wcześniej nie zdawałam sobie sprawy ile w ciągu dnia spotyka nas małych radości, których nie doceniamy. Dopiero gdy zaczęłam szukać momentów do złapania kadrów zauważyłam ile sytuacji powoduje, że się uśmiecham. Nie są to oczywiście zawsze jakieś wzniosłe momenty, wszak nie codziennie przeżywam sztukę, nie codziennie podróżuję czy jadam wyszukane dania. Ale codziennie jest coś z czego warto się cieszyć, co warto doceniać. Bo każde życie warte jest tego by je doceniać i celebrować.
I tak mam do dziś. Do dziś szukam moich małych radości i dzielę się nimi pod nazwą @piekniejestzyc.
2. Obecnie mam dodane 2232 zdjęcia. To 2232 momenty, które chcę zapamiętać. Niesamowite jak ogromną bazę wspomnień sobie stworzyłam, i która cały czas rośnie. Wiele momentów pewnie z czasem by mi umknęło, byłyby zbyt banalne aby fotografować je lustrzanką i zbyt ulotne by zostały w pamięci, a tak przeglądając sobie te wszystkie zdjęcia co jakiś czas, przypominam sobie jak to było. I znów się uśmiecham. Warto pamiętać dobre rzeczy czy sytuacje, które nas spotykają. A nie znam innego narzędzia, które takie ilości zdjęć pozwoliłoby mi tak niekłopotliwie przechowywać, a następnie przeglądać. Wspomnę też, że Instagram wielokrotnie pomógł mi gdy musiałam odtworzyć jakieś dane, jakąś informację i to coś czego szukałam znajdowało się właśnie na jednym ze zdjęć :)
3. Instagram to ogromna dawka inspiracji, to skarbnica kont osób, które tworzą piękne przedmioty, i które mają niesamowite poczucie estetyki. Uwielbiam je podglądać, zwłaszcza te związane z wystrojem wnętrz bo to z nich czerpię pomysły na zmiany w swoim mieszkaniu. To ogromne skupisko osób, które tworzą ręcznie piękne dodatki. Jak ja im zazdroszczę talentu. Niestety ja zdolności manualnych specjalnie nie przejawiam, a może ich po prostu nie odkryłam ;) Niemniej bardzo lubię cieszyć oko tym, co tworzą inni.
4. Instagram nauczył mnie też zwracać uwagę na detale w moim życiu, na estetykę podania dania chociażby. Jakoś wcześniej nie skupiałam się specjalnie jak wygląda to co mam na talerzu, oczywiście nigdy nie miało być niechlujne, ale też nie ekscytowałam się na tym jakoś wielce. Teraz wręcz odwrotnie, już wiem czego mogę oczekiwać, wiem jakie są możliwości. Zupełnie inaczej patrzę na swoje otoczenie, staram się je kreować tak by było maksymalnie estetyczne. No bo dlaczego nie miałabym robić tak, żeby było mi w życiu maksymalnie miło?
5. Wielokrotnie spotkałam się z opiniami, że Instagram to taka sztucznie kreowana, kolorowa i jednocześnie nierzeczywista codzienność. Że przecież nikt z nas nie ma w życiu tylko dobrze. I oczywiście, że tak. Ja też mam bad hair day, bad face day i jeszcze inne bad days. Ale czy jest ktoś kto chciałby to oglądać? W jakim celu? Szczęście i piękno inspiruje, sprawia, że samemu też się tak chce. I ja właśnie tę kolorową, piękną codzienność chcę oglądać. Dlatego obserwuję sobie profile różnych, często obcych mi osób, które coś ładnego tworzą, które atrakcyjnie wyglądają. No cóż, lubię otaczać się tym co ładne.
6. Nie da się też ukryć, że Instagram realizuje taką ludzką potrzebę podglądania innych, lubię obserwować codzienność osób, które mnie w jakiś sposób interesują; to jak żyją, jak mieszkają. Ot tak. Bo mimo, że nie znam ich w realu, to jednak w jakiś sposób są dla mnie interesujący. Zupełnie niegroźnie oczywiście. To trochę tak jakby rozmawiać z koleżanką co tam u niej. Czasy się zmieniają, to i sposoby komunikacji się zmieniają :)
7. Jest jeszcze coś. Bardzo, bardzo ważnego. InstaFriends. To właśnie tam, na Instagramie poznałam mnóstwo wspaniałych osób. Wydawałoby się nie do pomyślenia, no jak to, wirtualne życie więc gdzie tu miejsce na real. A jednak. To na Instagramie poznałam @anulla_xoxo, z którą spotkałyśmy się na Cyprze, i która opowiedziała mi o wyspie z perspektywy mieszkańca. To w sieci poznałam @martaannak, która pokazała mi swoje miasto Hamburg. To niesamowite, że jak wybieram się gdzieś w podróż to jestem w stanie umówić się z kimś z InstaFriends właśnie tam na miejscu i poznać się osobiście. To właśnie na Instagramie poznałam osoby z Krakowa, Wrocławia i mnóstwa innych miast z kraju i z zagranicy, które na IG własnie pozwalają mi poznać kawałek ich świata, a jak jest możliwość i jestem w podróży to i pokażą mi ten świat osobiście. Bardzo sobie te relacje cenię. Bo one nie są gorsze niż codzienne znajomości z reala, są po prostu inne. I bardzo Wam dziękuję, że pozwalacie obserwować Wasz świat.
Jeżeli zaś Instagram miałby mieć swoje minusy, coś czego widzieć z różnych powodów bym nie chciała, to po prostu nie będę tego obserwować. Funkcja "obserwuj" i "przestań obserwować". Cała filozofia ;)
Kasia