Ile razy staliście przed sklepową półką i nie wiedzieliście czy wybrać szampon marki x czy szampon marki y, czy kupić sukienkę w kolorze czarnym czy granatowym, czy oglądać film taki czy inny, czy zamówić w restauracji sałatkę grecką czy może z kaszą kuskus? A jak już zdecydowaliście się na jeden z dwóch, to czy czasem nie zastanawialiście się co by było gdybym jednak wybrał inaczej?
"W 2000 roku Sheena Iyengar i Mark Lepper, amerykańscy naukowcy, w sklepie z luksusowymi towarami wystawili słoiki z egzotycznymi dżemami do degustacji. Każdy z klientów dostał bon uprawniający do jednodolarowej zniżki, gdyby zdecydował się na kupienie któregoś z tych dżemów. Gdy wystawiono sześć rodzajów smaków, na zakup zdecydowało się aż 30 proc. klientów. Ale gdy zwiększono asortyment do 24 smaków, odsetek kupców zmalał do 3 proc. Większy wybór paraliżował ludzi."
za wyborcza.pl
Wydawałoby się, że możliwość wyboru to wolność. Żyjemy w czasach kiedy praktycznie wszystko dostępne jest na wyciągnięcie ręki, w różnych wariantach, kolorach, smakach, i przyznaję, że niesamowicie te możliwości mnie cieszą, ale… Podczas gdy planowałam moje wielkie zimowe wakacje brałam pod uwagę trzy kierunki - Kuba, Dominikana, Meksyk. I miałam ogromny problem żeby wybrać gdzie ja właściwie chcę polecieć, bo chciałabym wszędzie, bo gdy już wydawało się, że zdecydowałam się na jeden z kierunków nagle budziły się wątpliwości, że może jednak to nie ten. I tak przyjemna czynność jak planowanie wyjazdu zaczęła budzić frustrację, bo nie wiedziałam czego ja właściwe chcę najbardziej, bo nie potrafiłam wybrać. A gdy decyzję udało się podjąć, przy udziale Pawła bo sama nie byłam już w stanie jej podjąć, i na podstawie różnych argumentów padło na Meksyk, należność została zapłacona i otrzymałam dokumenty podróży, rozpoczął się akt drugi… "A może jednak powinnam wziąć Kubę…" Nosz… I teraz Meksyk nie cieszył tak jak powinien, a Kuby i tak już nie miałam szansy zobaczyć bo zarezerwowałam przecież inny kierunek.
Możliwości wyboru, które mamy spowodowały, że wiecznie żyjemy w poczuciu utraty tego na co się nie zdecydowaliśmy, marnując jednocześnie niesamowitą ilość czasu.
Na potrzeby badań nad zjawiskiem powstał nawet specjalny podział. Osoby, które przeglądają dziesiątki ofert, sprawdzają opinie, weryfikują możliwości, rozważają "za" i "przeciw" to maksymaliści. Po drugiej stronie zaś stoją satysfakcjonaliści czyli ci, którzy godzą się na to co wystarczająco dobre. I chociaż często określa się ich jako leniwych czy godzących się na byle co, to zastanowiłabym się jednak poważnie czy ta strategia nie niesie jednak więcej korzyści. Bo to co wystarczająco dobre nie jest przecież złe, przecież też nas satysfakcjonuje. W jakim celu więc gonić za czymś potencjalnie lepszym?
W życiu codziennym zmuszeni jesteśmy do podejmowania dziesiątek decyzji, od tych najbardziej banalnych jak co dziś ubrać, co zjeść na śniadanie, którą drogą pojechać dziś do pracy bo tam będzie mniejszy korek (i oczywiście mniejszy zapewne był tam, gdzie drogi nie wybraliśmy), po poważniejsze, jak decyzje, które podejmujemy chociażby w pracy.
Od jakiegoś czasu zastanawiałam się ile frustracji powoduje we mnie podejmowanie właśnie tych najbardziej banalnych. Ilość kosmetyków, które posiadałam czy ilość ubrań powodowały notoryczne problemy z podjęciem decyzji, a każdy wybór był nie do końca dobry bo może inny byłby lepszy. Postanowiłam nad tym zapanować. Po trosze na fali minimalizmu, którego ostatnio tyle w okół, i który postanowiłam na swój sposób wykorzystać na własne potrzeby. Czyli po prostu ograniczyć sobie samej możliwości wyboru. Mniej. Po prostu wszystkiego mniej. Wyprzedałam kosmetyki, które używałam sporadycznie albo wcale (a przecież były mi tak niezbędnie potrzebne, ta były), ograniczyłam ilość posiadanych ubrań, a obecnie redukuję wszystkie "przydasie", które zalegają mi w mieszkaniu. Oczywiście, że ze sprzedanych rzeczy nie odzyskałam całości kwot, które za nie zapłaciłam, ale jak miały leżeć nieużywane na półce albo używane sporadycznie, bo przecież przy dużej ilości posiadanych rzeczy trudno aby wszystko używać regularnie, to już wolę widzieć cokolwiek z nich w postaci kwot na koncie bankowym ;)
Nie uważam się jednak za minimalistkę. Mam chociażby swoje kultowe produkty kosmetyczne, które chociaż używane bardzo rzadko to jednak ze mną zostaną, np. słynne meteoryty Guerlain, jeden z pierwszych produktów, które kupiłam jak już mogłam pozwolić sobie na wydawanie większych kwot na tego rodzaju zakupy. Mam też swojego bzika na punkcie pomadek i chociaż nie kupuję ostatnio nowych, to tych wszystkich, które mam z pewnością się nie pozbędę, a na sztuki będzie ich spokojnie w dziesiątkach… Uciekam więc od określanie minimalizmu po prostu na rzecz ograniczania możliwości wyboru. Dla własnego dobra. Z tego samego wyboru gdy mam coś do kupienia staram się nie wchodzić do wszystkich po kolei sklepów w galerii handlowej, ale wybieram dwa czy trzy, w których najczęściej dokonywałam zakupów i w ich asortymencie poszukuję tego czego potrzebuję. Nie wchodzę już nigdzie indziej sprawdzać czy może tam jednak było coś lepszego. Po co? Żeby frustrować się, że jednak koszula, która tam była była lepsza? Ta którą wybrałam jest wystarczająco dobra i tego będę się trzymać. Nie jest gorsza, jest najlepsza z asortymentu tych trzech sklepów, które brałam pod uwagę.
Wywiad dziennikarza Michaela Lewisa z prezydentem Obamą.
"-Panie prezydencie, dlaczego ciągle chodzi pan w tym samym?
-Czy ma pan pojęcie, ile ważnych decyzji muszę podejmować od wstania z łóżka do momentu, kiedy kładę się spać? Nie chcę dodatkowo zastanawiać się nad kolorem koszuli."
za wyborcza.pl
I chociaż wydawałoby się, że problem zbyt dużego wyboru związany jest z ilością posiadanych pieniędzy i dotyczy osób, które mają z tego tytułu większe możliwości, to nie jest to jednak do końca prawda. Udogodnienia, które serwują nam dzisiejsze czasy nie są już związane stricte z poziomem zamożności i dotyczą każdego z nas. Niemniej z pewnością osoby, które mogą pozwolić sobie na więcej, częściej zagrożone są frustracją zbyt dużego wyboru.
Jestem bardzo ciekawa waszych opinii. Czy macie problemy z podejmowaniem decyzji z powodu zbyt wielu możliwości? A czy jak już podejmujecie jakąś decyzję to czy przechodzicie nad nią do porządku dziennego czy jednak zadręczacie się co by było gdybym wybrał inaczej?
Kasia