Muszę któregoś dnia zliczyć ile posiadam pomadek w ogóle i ile z nich to Chanel właśnie. Bo produkty do ust tej marki właśnie uwielbiam najbardziej. Za ich właściwości, bogactwo kolorów i za samą markę właśnie bo akurat Chanel darzę jakimś takim sentymentem. No cóż, powód nie zawsze przecież musi być w pełni racjonalny.
Do zakupów kosmetycznych podchodzę o niebo rozsądniej niż jeszcze rok temu gdy zachłysnęłam się tym, że nagle na tak wiele nowości mogę sobie pozwolić.
Nie gromadzę zapasów tuszy, nie mam kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu cieni do oczu, wręcz odwrotnie, używam obecnie dwóch paletek również Chanel, trzech kremówek tej samej marki i jednego cienia Mac.
Tylko pomadki pozostały moim małym bzikiem i kupuję jak mam ochotę.
Nie jestem niestety najlepsza w opisywaniu koloru, Chanel Rouge Allure 165 Eblouissante to w mojej ocenie połączenie różu i maliny, i jest kolejnym dowodem na to, że kolor w sztyfcie, a kolor faktycznie na ustach to naprawdę mogą być różne historie. Biorąc ją do ręki spodziewałam się koloru zdecydowanie jaśniejszego. Jak jest u mnie faktycznie, możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej.
To pomadka, z którą na ustach możemy się czuć bezpiecznie, nie ma ryzyka wylewania się poza kontur ust, spokojnie można ją nałożyć nawet bez lusterka pod ręką i nie zrobimy sobie krzywdy.
Kolor schodzi z ust równomiernie, odbarwiając się stopniowo. Nie ma obaw, nie zostaniemy w pewnym momencie z samym obrysem konturu ust. To pomadka, która spokojnie wytrzyma na ustach około 5 godzin, przetrwa picie, a zacznie odbarwiać się dopiero przy jedzeniu.
Nie wysusza, a nałożona daje naturalny, zdrowy efekt, zadbanych ust.
Miłośnicy marki wiedzą skąd ten mój zachwyt, tym którzy jeszcze nie mieli okazji bardzo polecam pomadki Chanel bo to marka przy pomadkach, której ani razu nie trafiłam na żaden bubel i gdzie mamy poczucie, że płacimy faktycznie za jakość produktu.