Najwyższa pora rozliczyć kolejne zużycia i pochwalić te produkty, które na pochwały zasłużyły i zachować ostrożność wobec tych, co do których jednak jest jakieś "ale". A niestety i takie się zdarzają. Często nawet nie przez same właściwości produktu, ale przez jego niedopasowanie do naszej cery. Przy jakiejkolwiek recenzji kosmetyków warto brać poprawkę na to, że nawet jeśli dany produkt super sprawdza się u mnie chociażby, to niekoniecznie dobrze przysłuży się komu innemu. Jesteśmy inni, różne mamy potrzeby, a recenzje kosmetyczne powinniśmy weryfikować pod kątem własnych potrzeb.
Tak ja na przykład jestem posiadaczką skóry normalnej z tendencją do przesuszania. Krem do ciała czy jakikolwiek balsam powinien mi zapewniać dobre nawilżenie, które utrzyma się do kolejnej aplikacji produktu. I z tego powodu bardzo sobie chwalę masło do ciała marki Rituals. W tym przypadku na denko trafił zapach Cherry Blossom & Rice Milk.
Wiecie, że markę i jej produkty uwielbiam, nie było jeszcze takiego, który by mnie rozczarował. Tym razem nie jest inaczej. Cudowny zapach, idealna, gęsta konsystencja, szybkie wchłanianie i porządnie nawilżona, cudownie pachnąca skóra. Każdorazowo jedynie wskazuję na niską wydajność produktu. 200 ml opakowanie starcza mi na około 2 tygodnie, co uważam, że jest krótkim czasem. No, ale cóż. Uwielbiam więc cierpię ;)
Jak już wyżej wspomniałam, cała marka Rituals to dla mnie niezwykle przyjemne doznania podczas użytkowania i nie inaczej jest z olejkiem pod prysznic. Rituals Sakura Spring - Organic Rice Milk & Cherry Blossom to takie małe, domowe spa. Bardzo przyjemna aplikacja, olejek jest treściwy, gęsty, nie spływa i cudownie pachnie. Pozostawia skórę odświeżoną i nawilżoną. Polecałam już nie raz i polecać będę.
Jeśli zaś chodzi o produkty ogólnodostępne to bardzo często sięgam po żele pod prysznic Nivea, a jednym z moich ulubionych zapachów jest lemongrass & oil. Przyjemny, nieobciążający i o świeżym zapachu, a takie ja akurat sobie cenię.
W międzyczasie przewinął się też u mnie płyn Palmolive naturals o gigantycznej pojemności 500 ml. Nie mam na co się skarżyć, ale ja to chyba jednak preferuję olejowe formuły, mleczka są dla mnie jednak za ciężkie. Niemniej jako żel myjący swe funkcje bez zarzutu spełniał.
Oleo + In Specifique to regenerujący peeling do ciała z olejkiem arganowym, który zakupiłam przy okazji wizyty w jednym z punktów spa. I tak jak byłam bardzo zadowolona gdy peeling nim zrobiła mi kosmetyczka, tak przy moim indywidualnym użyciu miałam wrażenie, że używam zupełnie innego produktu. Być może to kwestia techniki, ale dla mnie finalnie okazał się zdecydowanie za suchy, rozsypywał się przy nakładaniu, a i skóra nie była po użyciu tak nawilżona jak bym oczekiwała. Z radością wracam do peelingów Geomar, które z kolei chwaliłam niejednokrotnie.
Do próbek mam stosunek zgoła inny niż większość, a mianowicie, nie przepadam za nimi. Uważam, że pojemności, które próbki nam oferują są tak niewielkie, że nie pozwalają na poznanie właściwości produktu. Oczywiście są wyjątki bo wszystko zależy od właściwości produktu, i tak jednorazowe opakowanie peelingu Geomar uratowało mnie gdy zostałam bez żadnego produktu tego typu i sprawdziło się świetnie. Myślę, że taka jednorazowa aplikacja może przekonać tych, którzy jeszcze wahają się przed zakupem pełnowymiarowego opakowania, które do najtańszych nie należy - bez promocji 79,90 zł.
CLARENA caviar micellar tonic, kawiorowy tonik micelarny. Tak, tak, tak. Cudowny produkt, który pokazuje, że tonik to nie jest jakiś zbytek. Delikatny, łagodzący produkt przeznaczony do pielęgnacji skór dojrzałych, który pokazał mi jak dobrze może czuć się skóra. Zgodnie z opisem producenta przywraca optymalne pH skóry, redukuje uczucie ściągnięcia, łagodzi podrażnienia, daje uczucie świeżości. Podpisuję się w całości.
Chanel Le Voleme de Chanel w wersji wodoodpornej. Po kilku pierwszych użyciach wow, a z każdym kolejnym efekt coraz bardziej mizerny. Jeden z niewielu produktów marki Chanel, którą kocham miłością wielką, który mi jednak nie służy.
Niestety na moich rzęsach brakowało mi jakiegoś spektakularnego efektu. Jedno co z czystym sumieniem mogę potwierdzić i polecić to wodoodporność produktu. Spokojnie przetrwa nawet prysznic.
Kredka do brwi Dior. Pierwsza kredka w moim życiu, którą wykończyłam totalnie do cna. Posiadałam odcień 453 Sable Sand. Niestety nie znalazłam jej obecnie ani w Sephorze, ani w Douglasie, z info, które dostałam zostały wycofane i zastąpione nową linią.
Krem do rąk The Body Shop, również wykończony maksymalnie jak się dało. Bardzo dobre nawilżenie, za to opakowanie w formie, której nie znoszę. Mam bzika na punkcie estetyki opakowań i ten zawijaniec aby dostać się do produktu strasznie razi mnie w oczy.
Płyn micelarny marki Garnier chwaliłam już niejednokrotnie bo bardzo dobrze się u mnie sprawdza. Edit: sprawdzał. Nie radzi sobie niestety z wodoodporny tuszem Chanel Inimitable. Szukam czegoś nowego, silniejszego, dedykowanego do makijażu wodoodpornego.
Bumble & Bumble Surf Foam Wash Shampoo. Bardzo na tak! Włosy po umyciu były nawilżone, miękkie, łatwo układające się. Bardzo chętnie kiedyś wrócę, ale nie zdecyduję się na używanie na co dzień ze względu na cenę. Uważam, że 125 zł za 250 ml, za tak podstawowy produkt jakim jest szampon do włosów, to jednak dużo, a podobny efekt osiągnę, którymś z drogeryjnych produktów.
Mydełko do rąk Bath and Body Works. Lubię bardzo i na co dzień noszę w kosmetyczce. Z racji, że w Trójmieście nie mam sklepu to zapas przyjechał ze mną nawet z podróży do Meksyku :) Niech to będzie najlepszą rekomendacją, że ciągnęłam je przez pół świata :)