Nie, nie, nie. Nie przyjmuję do wiadomości, że czerwiec już za nami. Przecież dopiero co cieszyłam się, że rozpoczynał się maj. Te co miesięczne przeglądy uświadamiają mi jak szybko ucieka czas. I wiecie co, przy tej okazji każdorazowo uświadamiam sobie jeszcze jedno; należy korzystać z życia ile się da. Żaden dzień się nie powtórzy…
Czerwiec był piękny. Pogoda sprzyjała temu by jak najwięcej czasu spędzać na powietrzu, przy lokalach pojawiły się ogródki sezonowe, Trójmiasto jest już pełne turystów. Jest gwarnie, kolorowo, na centralnych ulicach słychać muzykę grajków, aż chce się tańczyć na ulicy.
To już ten czas kiedy można w pełni korzystać z uroków bliskości plaży. Kilkakrotnie miałam już możliwość prosto po pracy zabrać się z książką na plażę właśnie. Za to kocham m.in bliskość morza.
Na marinę przypłynęły już jednostki, ilekroć tam jestem, za każdym razem się zachwycam. Woda, łodzie, błękit nieba tworzą tak niesamowicie pogodny, wakacyjny klimat.
Ruszyły też u nas wszelkie możliwe atrakcje, w tym Koło widokowe Amber Sky. Widok z góry, nieziemski. Bardzo polecam zmienić perspektywę i przy najbliższej okazji spojrzeć na miasto z góry. To coś zupełnie innego niż spacer uliczkami.
No i lampka wina w takim otoczeniu, z takim widokiem. Tylko rzec - chwilo trwaj. Piękne wspomnienia.
W związku z tym, że koty były ostatnio pomijane w przeglądach, a stanowią moją codzienność, dziś 2 z 3 w pełnej krasie.
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, moje życie to trzy sztuki kota w domu ;) Czarna Maja, bury Bunio i czarno biała Miśka. Każde rasy europejskiej czyli dachowce pospolite, najukochańsze. Każde zabrane ze schroniska. Maja ze schroniska dla bezdomnych zwierząt w Gdańsku, Bunio ze schroniska dla zwierząt w Gdyni, a Misia ze schroniska w Sopocie.
Maja urodziła się na jednej z głównych ulic w Gdańsku, po tym jak jej matka zginęła pod kołami samochodu, jako kociak trafiła do schroniska. Bunio został do schroniska podrzucony wraz z matką i rodzeństwem, ktoś powiesił ich na bramie w reklamówce i uciekł. Misia została oddana do schroniska po śmierci opiekuna bo nikt z rodziny nie podjął się opieki nad nią.
Dziś mieszkają ze mną i wierzę, że jest im dobrze. Staram się bardzo.
W czerwcu po Instagramie błąkało się też sporo moich ałtfitów ;) Koszula Jolka z Risk Made In Warsaw szybko trafiła na listę ulubieńców. Nagle odkryłam, że bardzo lubię siebie w zieleni.
W taką pogodę jak ostatnio, aż szkoda siedzieć w domu. Praktycznie każdy weekend wybywamy gdzieś na krótsze i dalsze wycieczki. Rewę, widoczną na poniższym zdjęciu odwiedzaliśmy już kilkakrotnie. Ostatnio w ubiegły weekend, szczyt sezonu jednak zaczyna się dawać we znaki; tłoczno, długi czas oczekiwania na zamówienie w lokalach, no ale cóż. Jest lato i trzeba to sobie wliczyć. To właśnie dzięki tym wszystkim osobom, które odwiedzają nas turystycznie jest tak gwarno i wakacyjnie.
Gdański Garnizon kultury to miejsce maksymalnie kreatywne; warsztaty, koncerty, imprezy kulinarne. Bardzo lubię.
Kolejno park w Oliwie. Komentarz zbędny. Tam jest pięknie i jak ktoś wybiera się do Trójmiasta to naprawdę warto zahaczyć choć na chwilę i zrobić sobie spacer alejkami. Ukłony dla ogrodników, którzy dbają o ten teren.
U dołu wakacyjny Sopot. Jest klimat, prawda? :)
I dla kontrastu wieczorny, dumny Gdańsk.
Wakacyjne klimaty. Każde z poniższych zdjęć zostało zrobione w Gdańsku. I każde jest inne czyli dla każdego coś miłego.
Przyszła też najwyższa pora aby zagospodarować sobie balkon. O tym jak urządziłam go sobie w tym roku możecie przeczytać TUTAJ.
Przy okazji tworzenia tego posta uświadomiłam sobie, że pierwszy wpis balkonowy pojawił się tutaj w 2013 roku. Jakoś tak na co dzień nie uświadamiam sobie, że tyle lat już jestem w blogosferze...
Truskawki w każdej postaci. Spieszmy się kochać truskawki bo tak szybko odchodzą :( Nie wiem ile ich zjadłam, ale cały czas mi mało.
Mam trochę zamrożonych, ale to raptem na kilka porcji :(
Ci którzy śledzą mnie na Instagramie doskonale wiedzą, że bardzo dużo jadam na mieście. Bo sama nie przepadam za gotowaniem i bo zwyczajnie lubię ten klimat.
Od lewej strony kuchnia hiszpańska czyli Mercado. Lubię bardzo!
Dalej kaczka wegańska w wykonaniu Atelier smaku na Slow Fest Sopot. Oczywiście kaczka jest pojęciem umownym bo danie jest przygotowywane jak kaczka, ale z zastąpieniem jej produktem sojowym. Nie znam smaku kaczki zupełnie, ale to danie w wersji wegańskiej było pyszne.
Na Slow Fest Sopot mieliśmy okazję zobaczyć też jak wygląda gastronomia od kuchni bo wspieraliśmy naszych znajomych z Anima Cafe. I powiem Wam, że to nie jest łatwy kawałek chleba ;) Do dziś w głowie słyszę skład smoothie - jabłko, ogórek, mięta :)))
W temacie jedzenia, takimi pysznościami raczę się w pracy. Mieszkańcom Trójmiasta bardzo polecam ofertę śniadaniową Loveat.
I na koniec mały backstage, jak się robi zdjęcia w domu z kotami :)))
Dziękuję za wszystko dobre co przyniósł czerwiec, czekam co będę wspominać kiedyś z lipca. Na razie zapowiada się prawdziwy summer time ;)