Tel Aviv, jedno z najbardziej zaskakujących i nieoczywistych miast, które miałam okazję odwiedzić. Z jednej strony napięta sytuacja polityczna z sąsiadami, zagrożenie atakami, Jafa z najstarszym portem na świecie, a na przeciwległym krańcu kluby, bary, miejsca przyjazne środowiskom LGBT, artyści czy szeroka i długa plaża - skojarzenia z Miami nie są przypadkowe.
To zdecydowanie miasto, do którego chciałabym jeszcze wrócić.
MIASTO PLAŻY
Tel Aviv posiada około 14 kilometrów szerokiej, piaszczystej plaży. Z jednej strony wysokościowce, z drugiej długi brzeg Morza Śródziemnego. Co kawałek na plaży znajdują się budynki ratownicze i specjalnie wyznaczone strefy do kąpieli. Dostępna jest też pełna infrastruktura, prysznice, toalety, przebieralnie czy wypożyczalnie leżaków. To co było dla mnie miłym zaskoczeniem, mieszkańcy spędzają tam czas bardzo aktywnie; siłownie na plaży były pełne! Mnóstwo osób grało w siatkówkę, ringo etc. Ta plaża po prostu tętniła życiem!
A, co bardzo ważne. Będąc na plaży w Tel Avivie koniecznie uważajcie na meduzy, można je było spotkać nawet na brzegu.
MIASTO HISTORII
Stara Jafa skradła moje serce. Kiedyś miasteczko, dziś dzielnica Tel Avivu, dotrzemy do niej idąc wzdłuż plaży, bez obaw nie przegapicie.
To ze wzgórza na terenie Jafy rozciąga się bodaj najpiękniejszy widok na plaże Tel Avivu, długi brzeg i wieżowce w tle, dla mnie rewelacyjnie.
Ale nie to jest tym czym Jafa urzeka. Widok na wybrzeże to jedynie bardzo miły dodatek. Bo sama Jafa ma o wiele więcej do zaoferowania.
Wąskie stare uliczki, artyści, klimatyczne restauracje, galerie, malowidła ścienne, targ staroci, port (wiecie, że wzmianka o nim pojawia się w Biblii?). To właśnie tam w jednej z knajpek zjadłam najlepszy hummus w moim życiu.
Po drodze, między licznymi galeriami mijamy ulice nazwane znakami zodiaku. Tabliczki mówią same za siebie.
Spacer przy zachodzie słońca, przy takiej pogodzie, to zupełnie inne wrażenie niż za dnia. Całość wyglądała po prostu magicznie. Koniecznie polecam odwiedzić to miejsce przynajmniej dwa razy, właśnie w różnych porach dnia.
Widok w kierunku plaży i miasta idąc ze Starej Jafy.
KULINARIA
Jedzenie to w ogóle osobna kategoria.
Mnóstwo, ale to mnóstwo świeżych, soczystych owoców. Ale owoce to jeszcze nic. Tel Aviv to raj dla osób wege. Falafle i hummus są na każdym kroku. I jeśli wydaje się wam, że jedliście już najlepszy hummus, to zmienicie zdanie po spróbowaniu tamtejszego. Hummus w Tel Avivie smakuje totalnie inaczej niż ten serwowany u nas w kraju, nawet w knajpkach tematycznych. Jest przede wszystkim także zdecydowanie bardziej puszysty i śmietanowy. Uwielbiam, muszę wrócić choćby właśnie dla jego smaku.
Do tego w większości lokali dostępne mamy bary sałatkowe gdzie warzyw możemy sobie nakładać ile dusza zapragnie.
Poza tym tofucznice, szakszuki, mini pizze, dziesiątki rodzai pieczywa. Kulinarny raj. I wbrew pozorom, bo przecież to miasto nadmorskie, wcale nie ma dużej ilości knajpek z rybami czy owocami morza.
W lewym, dolnym rogu zdjęcia widzicie przystawki, które otrzymaliśmy w jednym z lokali w starym porcie, jeszcze przed złożeniem zamówienia. Tak, tak. Do głównego dania jeszcze wtedy nie doszliśmy. Chociaż chyba poprawniej byłoby nazwać je czekadełkiem. Do tego pita i lemoniada w wersji nielimitowanej, uzupełniane jak tylko się kończyły.
No i słodycze. Jeśli kochacie smak chałwy, to będziecie w raju.
STREET ART
Przyznaję się, nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że Tel Aviv to miasto tak silnie związane z artystami. Street art, uliczne galerie, mnóstwo niewielkich butików z designerskimi dodatkami do wnętrz.
Warto przy tej okazji wspomnieć też o cenach. Tak, Tel Aviv jest drogi. Co prawda nie tak drogi jak chociażby Norwegia, ale jednak drogi.
Przyjmując dla uproszczenia, że Nowy szekel (waluta Izraela) to 1:1 stosunek do złotówki, ceny niektórych produktów jak poniżej.
Falafel to koszt minimim 30 zł
Pieczony kalafior (hit w jednym z lokali) 40 zł
Lampa wina 40 zł
Lody 20 zł
Espresso 15 zł
Kanapka 30 zł
Butelka wody 10 zł
Piwo 20 zł
Pizza 50 zł
Zupa 30 zł
Oczywiście zawsze może być trochę taniej i trochę drożej, te ceny to raczej punkt odniesienia, ale generalnie jest zdecydowanie drożej niż w Polsce. Tanie bilety lotnicze to jedno (z Gdańska do Tel Avivu lata Ryanair), ale koszty życia na miejscu to drugie, i warto przy planowaniu podróży to uwzględnić.
Kwestia bezpieczeństwa, bo ten temat jest często poruszany, wszak znajdowaliśmy się jednak w jednym z bardziej zapalnych miejsc na świecie. Podczas całej podróży nie byliśmy w żadnym momencie świadkami żadnych niebezpiecznych zdarzeń i nie czuliśmy żadnego zagrożenia. Faktem jednak jest, że na ulicach widać mnóstwo wojska, a i podobno w tłum mieszają się tajni agenci. Na wejściu do każdego centrum handlowego czy dworca znajdują się bramki i przechodzimy kontrolę. Może to budzić lekki niepokój, bo przecież te środki bezpieczeństwa nie są bez powodu, ale jednocześnie spełniają swoją funkcję.
Druga kwestia związana z powyższym, mityczna już kontrola lotniskowa. Czytałam mnóstwo historii, włącznie z kontrolą całego bagażu, całego (brudnej bielizny też), szczegółową kontrolą osobistą czy setkami pytań. Moje doświadczenia są zgoła inne, ale to oczywiście wszystko zależy.
Przejście całego lotniska, przez wszystkie kontrole, prosto do naszego gate zajęło nam 40 minut (oczywiście nie trafiliśmy też na jakieś długie kolejki, bo to nie ma reguły), mimo tzw. "niewygodnych pieczątek" w paszporcie. Owszem, zadawano nam pytania m.in. jaka łączy nas relacja (podchodziliśmy do stanowisk razem), ile lat jesteśmy razem, po co byliśmy w Tel Avivie, jak długo, czy mamy na miejscu przyjaciół, gdzie spaliśmy, czy sami pakowaliśmy bagaż, ale to wszystko. Jeszcze przed zadaniem nam pytań osoba z obsługi grzecznie i z uśmiechem wyjaśniała nam, że zada nam kilka pytań i prosi o odpowiedź. Wiem, że wiele osób ma inne doświadczenia, my natomiast złego słowa powiedzieć nie możemy.