Drugi dzień naszej wyprawy śladem pomorskiego lifestylu, czyli o noclegu w pałacu, dobrym jedzeniu i lokalnych atrakcjach. I kolejna nauczka jak to często dobre miejscówki mamy pod nosem i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Na dowód tego zdradzę wam od razu, że w miejsca, o których dziś wspominam, już zdążyłam wrócić prywatnie. Bo warto. I niech to będzie najlepsza rekomendacja.
Tym razem dzień zaczęliśmy z kulturą i historią, odwiedzając na dzień dobry Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku. Naszym celem była przede wszystkim stała ekspozycja poświecona historii miasta właśnie. Bo skoro już mamy zwiedzać Pomorze Środkowe, to zasadne byłoby poznać jego historię.
Większość obiektów, które zgromadzone zostały na wystawie pochodzi z okresu od XVII do XX wieku, ale są i wcześniejsze, jeszcze z wykopalisk archeologicznych.
I powiem wam tak, umiejętnie opowiedziana historia, potrafi wciągnąć. Dobry przewodnik to skarb.
Drugim punktem na mapie naszej podróży myślę, że bardzo was zaskoczę. Bo niestety obawiam się, że mało kto słyszał o tym miejscu. Pęplin koło Ustki, a w nim pracownia ceramiczna Ceramika MK.
No i właśnie. Dlaczego napisałam "niestety". Bo kolejny raz okazuje się, że mamy niesamowitych lokalnych twórców, ale nawet o tym nie wiemy. Drodzy moi, pracownię pani Magdaleny Kamińskiej możecie oczywiście odwiedzić indywidualnie, tylko oczywiście lepiej wcześniej zadzwońcie aby umówić się na wizytę.
Tam powstają małe dzieła sztuki, bo powstają z pasji. Pani Magdalena oddała temu miejscu całe serce. Kolorowe koguty i kury, czarujące anioły, talerze tak piękne, że aż żal coś na nich kłaść.
Z panią Magdaleną możecie zarówno porozmawiać o jej pasji, nauczyć się sztuki ceramiki, a także kupić te mniejsze i większe cudeńka.
Chatka na poniższym zdjęciu to właśnie pracownia pani Magdaleny Kamińskiej. Wyobraźcie sobie, że ta chatka, jest chatką glinianą. Całe otoczenie jest tak sielskie, że człowiek ma wrażenie jakby cofnął się w czasie.
A jak już odpoczniecie sobie w sielskim otoczeniu, to zapewne zgłodniejecie. No i właśnie, tutaj mam dla was miejscówkę, którą koniecznie musicie sobie dopisać na listę do odwiedzenia. Jedno z moich największych zaskoczeń podczas tej podróży.
Starkowo 13 i Zagroda Śledziowa. Miejsce, po którym nie spodziewałam się niczego, no bo czego może się spodziewać osoba, która nie je mięsa i ryb, po miejscu, które śledziem stoi.
Zagroda śledziowa to połączenie gospody, w której serwowany jest śledź bałtycki na wiele sposobów (ale nie tylko, o tym za chwilę), Muzeum Śledzia oraz pensjonatu.
To kolejne miejsce, które powstało z pasji i z poszanowaniem historii. Pokoje w pensjonacie znajdują się w budynku z 1832 (!). Na poniższych zdjęciach możecie zobaczyć w jak genialny sposób połączono tradycję i nowoczesność.
No a właśnie. Wracając do kuchni. Jako, że zdążyliśmy już z Pawłem odwiedzić Zagrodę prywatnie kilka dni temu, niech jego opinia, że tatar ze śledzia wybitny, będzie tu rekomendacją.
Ja zaś wypowiem się za genialne ziemniaki parzone, za zupy i za ciasta. Może to zabrzmi banalnie, ale qrcze, te ziemniaki naprawdę były rewelacyjne. Mogę wracać choćby dla nich.
Na terenie obiektu znajduje się również wspomniane przeze mnie wyżej Muzeum Śledzia.
Oraz pensjonat, o którym również wam wyżej wspomniałam. Polecam rozważyć jako miejsce noclegowe bo to może być świetna baza wypadowa do zwiedzania Pomorza Środkowego.
Z miejsca tak sielskiego, z niewielkiego w sumie rodzinnego biznesu, trafiliśmy po kilku godzinach w zupełnie inny świat. No może nie do końca inny bo w sumie pozostaliśmy w sielskich klimatach wsi, ale skala biznesu już inna.
Gorzelnia Podole Wielkie. Gospodarstwo rodzinne, gdzie wspólna praca, tworzy historię rodzinną i tradycję, ale teraz uwaga, skala. Gospodarstwo mieści się na 800 hektarach, gdzie uprawiane są ziemniaki, zboża i rzepak, a także hodowane jest bydło.
Gorzelnia Podole Wielkie to największy producent spirytusu ziemniaczanego w Polsce i kluczowy dostawca tego surowca dla firmy Wyborowa S.A. Część upraw przeznaczana jest również na produkcję ekskluzywnych wódek Vestal.
Gorzelnia Podole Wielkie to również producent oleju rzepakowego. Ten między innymi otrzymaliśmy w prezencie więc smakuję do dzisiaj.
Powiem wam, że warto wziąć go pod uwagę jako regionalny prezent, lokalny produkt, z którego możemy być naprawdę dumni.
Tak nam zleciał praktycznie cały dzień. Na wieczór zjechaliśmy zaś do miejscowości Wicko. Z daleka od zgiełku miasta, zaledwie 15 km od wybrzeża Bałtyku, w bliskim sąsiedztwie trzech stawów i z widokiem na malowniczy ogród.
Pałac Poraj w Wicku zachwyca pyszną kuchnią i lokalizacją.
Również koniecznie zapamiętajcie ten adres. Piękny, nienachalny obiekt pałacowy, cudowna, taktowna obsługa i naprawdę świetna kuchnia.
A śniadania na trawie to w ogóle bajka, ale o tym już przy okazji dnia trzeciego.
Na kolację zaś zaserwowano nam, a właściwie osobom, które zdeklarowały dietę bezmiesną: pasztet z selera (genialny!), krem szparagowy (również genialny!), kotlet z kalafiora (też genialny!). A na deser między innymi profitelorki z sorbetem truskawkowym i sosem waniliowym.
Myślcie co chcecie, ale cała kolacja była po prostu genialna. Nie mogę powiedzieć złego słowa. A do tego pałacowy klimat zrobił całą atmosferę.
A tymczasem pora zakończyć dzień drugi.
Jeżeli zaś preferujcie formę video, to zapraszam również na vlog z wyjazdu śladem pomorskiego lifestylu. Tam będziecie mieli możliwość podejrzeć więcej szczegółów.