Na przykładzie mojego Pawła. Cech, które powodują, że podnosi mi się ciśnienie, a w głowie zaczynają kołatać myśli "dlaczego ja z nim jestem, przecież mogłam mieć każdego" ;) No każdego, pomarzyć przecież wolno. Ale to wszystko oczywiście do czasu aż uspokoję się. Uspokoję się i przypomnę sobie, że kocham przecież...
1. Mój absolutny numer jeden, który potrafił mnie swego czasu doprowadzić do furii. On jeździ samochodem na totalnej rezerwie. I wierzcie mi, że pisząc "totalna" nie przesadzam. "O, pokazuje nam, że przejedziemy tylko 3 km", "O, już mamy 0 km i jedzie…" Nie zatankuje wracając do domu, no bo po co. Przecież zrobimy to wspólnie jadąc rano do pracy, wtedy gdy ja będę maksymalnie się spieszyła. Mało tego, zaczniemy zabawę w stylu "dojedziemy czy nie dojedziemy, dojedziemy czy nie dojedziemy". A mi robi się coraz gorzej… Po wspólnych latach już staram się nie nawet nie komentować i tylko w duchu proszę żebyśmy jednak dojechali… Za to on ma zawsze odpowiedź, klasyk - "jest ryzyko, jest zabawa"… Nudziara ze mnie...
2. On jest raptus. Gdy pojawia się jakiś problem zaczyna się gotować, dochodzi do wrzenia; nic się nie da, tych mebli nie da się złożyć, to wiertło jest nieodpowiednie, ten gwóźdź nie pasuje do tej akurat ściany. No nie i koniec. Wybuch już blisko… A ja inaczej, ja na spokojnie, ja szukam rozwiązań. Bo przecież wszystko się da. Zanim jednak on dojdzie do tego samego wniosku jeszcze długo będzie wrzał. Lepiej zejść z drogi...
3. Niektórzy mają problem z klapą od kibelka. Ufff, u nas akurat tego nie ma. Ale skoro już jesteśmy w łazience… On kąpie się jak kaczka, pluska, wszędzie jest woda. Tylko, że ja nie mam pojęcia jak on to robi bo mamy prysznic, a nie wannę. Ale po tym jak on wychodzi z łazienki to podłoga pływa. W sumie to nie kaczka, to kaczor...
4. Nigdy nie pyta o drogę. To przecież nie przystoi; możemy kluczyć, szukać, zgubić się, ale nie zapyta. W sumie po co. Jak się zgubimy to i tak będzie na mnie. Bo to przecież ja powinnam wiedzieć gdzie jechać. On prowadzi więc ja pilotuję. Boszszsz, jakie to proste...
5. I największe zaskoczenie. Bo tutaj nie mam pomysłu na piątą cechę... Czyżby wcale nie było tak źle? ;) Myślałam, że wręcz będzie tego milion pięćset razy więcej. Czyli tak sobie na co dzień narzekamy, pogadamy sobie jacy to oni źli i niedobrzy, a tymczasem... :)))
Kasia