To lato zdecydowanie należy u mnie do sukienek i spódnic. Chyba jeszcze żadnego roku nie nosiłam ich tak często, i tak dobrze się w nich nie czułam.
Część z nich to nowości w mojej szafie, ale i wiele z nich noszę już kolejny sezon, co mnie samą bardzo cieszy. Lubię gdy ubrania są na tyle uniwersalne, że nie dość, że służą na różne okazje, to jeszcze okazują się na tyle trafione, że równie dobrze czuję się w nich i w latach kolejnych.
Królowa już od kilku sezonów - długa spódnica marki Risk made in Warsaw. Model Baldresówa. Nie raz zdarzyło mi się, że byłam zaczepiana na ulicy z pytaniem co to za spódnica. Nosi się po prostu idealnie, jest na tyle przewiewna, że upały jej nie straszne. Była ze mną nawet na Malediwach i też świetnie się sprawdziła.
Posiadam dwie sztuki, jedną w kolorze jasnej szarości, drugą różową. Obie lubię równie mocno.
Top to czarny klasyk od marki COS. Jeżeli szukacie basicowych koszulek, koniecznie zajrzyjcie właśnie do COSa, gwarantuję, że jakość was nie rozczaruje. Ja tę czarną koszulkę noszę już trzeci rok.
Kolejny mój klasyk od marki Risk made in Warsaw. Spódnica Prima Ballerina. Szara jest ze mną już drugi sezon, zieleń to tegoroczna nowość w mojej szafie. Rewelacyjny model. Lekka, przewiewna, ale jednocześnie na tyle ciężka, że przy wiatrach, które są dość częstym zjawiskiem na Pomorzu, nie ma dyskomfortu podwiewania.
Czarna bluzka to zaś model od marki Tyszert.
Sukienka w paski marki Zara, tegoroczna nowość w mojej szafie.
Lubię bardzo choć to model, który nie jest prosty w obsłudze. W mojej ocenie wymaga halki bo prześwituje bardzo, no ale oczywiście zależy od okoliczności, nie w każdych warunkach musi to być krepujące. Na pewno też potrafi zawiewać na wietrze i lepiej mieć to na uwadze. Stąd dla mnie stała się sukienką bardziej na wyjścia, niż do pracy na co dzień. Jeżeli jednak ktoś pracuje chociażby w biurze, to uważam, że wtedy nada się idealnie.
Absolutny hit tego lata. Nowość w mojej szafie i totalny strzał w dziesiątkę. Nie zliczę ile razy miałam ją na sobie. Cudownie sprawdzała się na upały, które mieliśmy w kraju. Górą odkryta, a jednocześnie na tyle zakryta, że nie ma co się krępować nawet w bardziej formalnych okolicznościach. Przewiewna, wakacyjna, w cudownym, letnim kolorze. Sam zachwyt. Naprawdę czuję się w niej rewelacyjnie. Sukienka pochodzi ze sklepu H&M.
Brązowa sukienka marki Zara, kupiona w połowie lata, akurat gdy nad Polską przetaczały się upały. I na upały okazała się za ciepła. To zdecydowanie model na mniejsze temperatury albo na chłodniejsze wieczory.
Drugi model zaś, to sukienka marki &otherstories. Urocza, trochę retro, ze stójką przy dekolcie. Polubiłam ją bardzo choć nie nosiłam tak często jakbym oczekiwała ponieważ było na nią zwyczajnie za gorąco, jednak zabudowany dekolt zrobił swoje.
Ponownie model marki &otherstories. Przy moich 162 cm sięgająca mi do połowy łydki, z rozcięciami na bokach, które pięknie wysmuklają nogi. Dekolt ma co prawda dość głęboki, ale można go zebrać sznureczkiem, który jest u góry.
Ponownie wraca marka Risk made in Warsaw. Czerwona sukienka to model Koszucielka na wakacjach, czarna to Tiszertówka. Czerwona to tegoroczna nowość, czarna to klasyk sprzed już bodajże dwóch sezonów.
No ale pojawiły się też spodnie. Co prawda nie noszę ich tego lata za często, ale i takie okazje się zdarzały. Te na zdjęciu to model z H&M z podwyższonym stanem. Lubię takie bo uważam, że świetnie profilują talię. Co prawda są w jasnym kolorze, ale nie wykluczam, że jeśli jesień nie będzie specjalnie deszczowa, to będzie można je nosić również w miesiącach późniejszych.
A wy jak, team spodnie czy team sukienki/spódniczki?